- Szczegóły
WYWIAD
Są pewne plusy zarejestrowania firmy w małej miejscowości. Mam interesujący zawód więc bardzo szybko skontaktowała się ze mną lokalna prasa z prośbą udzielenia wywiadu. Zapraszam do przeczytania wywiadu, którego udzieliłam pani Agacie Flisak i z którego można dowiedzieć się skąd wzięła się moja pasja oraz trochę na temat mojego podejścia do projektowania.
Artykuł ukazał oryginalnie zarówno w prasie drukowanej jak i na portalu w Głosie Świdnika (link do artykułu) pod tytułem „Mam ogromną pasję".
Biżuteria jest jedną z najstarszych form sztuki. Dawniej stanowiła symbol bogactwa i oznaczała do jakiego plemienia bądź stanu należy człowiek. Dziś kobiety noszą ją jako ozdobę albo z sentymentu. Chętnie kupują ją także mężczyźni, widząc w niej świetną inwestycję. Jej twórcy to prawdziwi artyści-rzemieślnicy, którzy do każdego szlifu przykładają dużą wagę. O klasycznych metodach powstawania biżuterii, ale i tych nowoczesnych opowiada Joanna Łuciuk, właścicielka firmy Inceptum, która projektuje biżuterię do wydruków 3D.
- Jak narodziła się Pani pasja?
- To historia rodzinna. Mój tata od dziecka interesował się kamieniami szlachetnymi. Chciał zdawać na ASP. Napisał świetną pracę, przygotował rysunki, ale nie udało mu się dostać ze względu na dysleksję, więc zdecydował się pójść na mechanikę precyzyjną. Zbudował pierwsze maszyny i zaczął szlifować kamienie. Często też jeździł po Polsce i je wydobywał. W latach dziewięćdziesiątych, kiedy nastąpiły zmiany ustrojowe, moim rodzicom zaczęło brakować pieniędzy, więc mama zachęciła tatę, żeby zajął się szlifowaniem na poważnie. Na początku robił to w pokoju, w mieszkaniu. Zaczęło przybywać mu zleceń. Pracował głównie dla klienta z Łodzi, który podpatrzył w Ameryce, że istnieją twarde kamienie, które szlifuje się na gładko razem ze złotem. Nikt w Polsce nie potrafił tego wtedy zrobić, bo taką technologię trudno było opracować. Tata lubił wymyślać różne rzeczy. To mu dawało sporą satysfakcję, więc kiedy dowiedział się, że jest człowiek, który chce coś takiego robić, zgodził się. Opracował technologię i przez pewien czas wykonywał biżuterię na cały kraj. Przypuszczam, że do dziś jest jedynym człowiekiem w Polsce, który wie, w jaki sposób to zrobić. Tak powstała Szlifiernia Kamieni Jubilersko-Ozdobnych „Inkluz”. Od początku miałam talent plastyczny, odziedziczony zresztą pewnie po nim. Uczył mnie i mojego brata Marcina rysunku i innych rzeczy. Marzył, że w przyszłości będziemy pracować razem. Gdy dorosłam, poszłam na studia graficzne, a Marcin zaczął pracować z tatą. Ja także wspomagałam ich pewien czas, jednak ze względu na ciążę, musiałam zrezygnować. Wtedy zajęłam się projektowaniem biżuterii w 3D. Założyłam własną firmę. Mój brat jest teraz jednym z moich klientów.
- Na czym polega Pani praca?
- Robię prototypy biżuterii do druku 3D, czyli tworzę cyfrowy model trójwymiarowy, który jest drukowany w specjalnym wosku. Następnie jest on odlewany metodą wosku traconego, która polega na tym, że model wkłada się w formę i zalewa gipsem. Po stężeniu wkłada się go do pieca i wypala wosk. W ten sposób powstaje bardzo dokładna forma negatywowa wyrobu. Później w to miejsce wtryskiwany jest roztopiony metal - złoto albo srebro. Jeśli elementy są z różnych kolorów złota, odlewane są osobno. Ostatni krok należy do Marcina lub innego rzemieślnika, który obrabia odlew i okuwa w kamienie. Tak powstaje biżuteria.
- Cała magia zaczyna się w komputerze.
- Ta technologia ma pewną przewagę nad starą. Kiedyś, gdy chciało się mieć coś wyjątkowego, indywidualnego, szło się do rzemieślnika. Klient widział zamówienie dopiero po jego ukończeniu, dlatego, że tworzenie pierścionka czy innej biżuterii jest długotrwałym procesem. Wiadomo, że na pewno nie spędzałby czasu z rzemieślnikiem i nie mówił na bieżąco, co należy poprawić, tylko wyrób powstawał w oparciu o wcześniejsze ustalenia. Wprowadzenie na gotowym produkcie jakiejkolwiek zmiany było bardzo trudne i kosztowne dla klienta, a dla złotnika oznaczało, że musi całą pracę zacząć od nowa. Technologia, z której korzystam, pozwala mi zaprojektować biżuterię i przesłać grafikę przedstawiającą, jak będzie wyglądał model. Klient może obejrzeć wizualizacje. Możemy zrobić wydruk w żywicy prototypowej, aby zamawiający zobaczył, jak przedmiot będzie wyglądał w skali, gdy będzie już gotowy. W 3D dużo prościej wprowadzić zmiany. Dopiero, kiedy ustalimy z klientem, że to forma, którą chciałby mieć, realizujemy zlecenie.
- Przeglądając fanpage Inceptum zauważyłam, że projektuje Pani głównie pierścionki. Dlaczego?
- To ciekawa sprawa, ale kobiety noszą głównie właśnie pierścionki. To też biżuteria, którą najchętniej się kolekcjonuje. Trudno mi powiedzieć dlaczego tak jest. Przypuszczam, że być może dlatego, że dawniej przekuwanie uszu w tradycji europejskiej wcale nie było tak popularne, jak we wschodniej. Pierścionki stanowią jakieś 60% moich projektów. Robię też sporo zawieszek. Są to proste rzeczy, ale za to z niezwykłym kamieniem. Zdarzają się też kolczyki. Bransolety natomiast są projektowane rzadziej, ponieważ są ciężkie, a jednocześnie bardzo drogie. Mało ludzi się na nie decyduje.
- Każdy artysta ma swój indywidualny styl.
- Mam duży wpływ na to, jak będzie wyglądała biżuteria. Rozmawiamy z bratem, jak powinna być zrobiona, jak ja ją widzę, a jak on, żeby wszystko było technicznie dobrze wykonane, a jednocześnie odpowiednio wykończone wizualnie. Czasami zdarzają się projekty, np. zwierząt. Lubię mieć ostatnie zdanie także w trakcie obróbki, bo wtedy jestem pewna, że całokształt będzie wyglądał do końca tak, jak bym chciała.
- Trzyma się Pani wyznaczonych trendów czy woli podążać własną drogą?
- To trudne, bo obecnie modna jest biżuteria art deco, którą cenię oraz wzornictwo z lat 20. i 70. Pamiętajmy jednak, że trend to jedno, ale tworzę też własne rzeczy i często mam co do nich sporą dowolność. Przykładowo, jubiler ma kamień o niestandardowym wymiarze i chciałby go fajnie oprawić. Nie ma pomysłu co z nim zrobić, ale powinno to być coś delikatnego. Zaprojektowałam, na przykład pierścionek ze stożkową oprawą z blisko 17-milimetrowym kamieniem naturalnym, który miał wysoką podstawę. To, co zaproponowałam absolutnie zachwyciło jubilera. Gotowy pierścionek wyszedł naprawdę świetnie. Często dostaję wolną rękę. Bardzo mi się to podoba, bo są to moje projekty, ale lubię się też inspirować. Jednak nie wszystkie obecne trendy mi się podobają. Niektóre są trochę nieprzemyślane. Na przykład, przy pierścionku jest szyna od dołu, która jest za cienka. Wystarczy, że człowiek gdzieś o nią zaczepi i już się zepsuje. Biżuteria, którą tworzono w XIX czy XX wieku była praktyczna, do dziś świetnie wygląda, bo po prostu była dobrze zaprojektowana. Są pewne trendy, które wydają mi się absurdalne. Jest we mnie trochę rzemieślnika starej daty, takiego z doświadczeniem i klasycznym rzemiosłem. Mam olbrzymią pasję do starych wyrobów. Sama stawiam na tworzenie biżuterii, która wygląda tak, jak prace starych rosyjskich albo francuskich mistrzów.
- Co daje Pani satysfakcję?
- Z tym jest różnie. Kiedyś dostałam od brata kamień. Chciał, żebym zrobiła do niego oprawę. Ustaliliśmy, że będzie to coś w klimacie art deco. To był duży opal w kształcie łezki, czarny. Ciężko było mi coś do niego wymyślić. Po prostu byłam zablokowana. Ten kamień leżał u mnie przez pół roku. Czasami wyjmowałam go, patrzyłam, szkicowałam coś, zaczynałam kilka projektów i kasowałam je, bo mi się nie podobały. Aż pewnego dnia obudziłam się i wiedziałam, co do niego zrobię. Pierwszy moment satysfakcji poczułam, kiedy pochwaliłam się bratu i powiedziałam, żeby zobaczył, jak to świetnie wygląda. A drugim, kiedy Marcin dostał odlew i od razu postanowił go skończyć, żeby zobaczyć gotowy produkt. 30 minut po tym, jak zrobił zawieszkę, została kupiona. Wyglądała fantastycznie. Miała w sobie to „coś”. Czuję satysfakcję, kiedy po prostu wiem, co robić. Wtedy nie mogę w nocy spać, cały czas o tym myślę. Wiem, że jak nie skończę projektu, nie usnę. To takie fajne momenty, kiedy chcę coś robić do końca.